FotoExploracje  Lębork dokumentacja fotograficzna opuszczonych miejsc i cmentarzy

Białogarda (5.01.2014)

Dnia 5 stycznia, po świąteczno-noworocznym obżarstwie, wraz z grupą znajomych postanowiliśmy wybrać się do Białogardy na wyprawę wykopkową. Wprawdzie pogoda nie sprzyjała takim ''spacerom'', gdyż siąpił początkowo lekki deszcz, a uczucie chłodu potęgował dodatkowo wiejący wiatr, jednak to nas nie zraziło, gdyż celem naszej wyprawy były ruiny opuszczonego domu, do którego niegdyś przylegał młyn. Zdjęcia ruin można obejrzeć tutaj.
Jako iż koledzy byli w tym rejonie już kilka dni wcześniej i nie dokończyli eksploracji z uwagi na złe warunki pogodowe, wyprawa w te okolice ponownie doszła do skutku tym razem z większą grupą osób.
Zrobiliśmy rozeznanie nie tylko w ruinach budynku, ale również w jego okolicy. Niestety oprócz kilku współczesnych monet (głównie 1-groszówek), znalezionych w domu, w jego okolicy nie natrafiliśmy na nic ciekawego. Jedyne sygnały, jakie się pojawiały pochodziły od rur znajdujących się w ziemi.
Zostawiliśmy ruiny i po pokonaniu rzeki prowizorycznym mostkiem z drzew, udaliśmy się w las, w kierunku torów, obok których przebiegała stara droga. Tu natrafiliśmy na ciekawą znajdkę w postaci najprawdopodobniej zatyczki/korka szklanego do butli. Same znalezisko szału nie robi, ale unikatowy kształt sprawił, że zabraliśmy ze sobą znajdkę.
W lesie zbyt dużo nie udało się nam odnaleźć, no i wciąż pogarszała się pogoda. Wkrótce buty zaczęły przemakać, ale brnęliśmy dalej. Chcąc wyjść na pole, po raz kolejny po pniu drzewa przeszliśmy na drugą stronę rzeczki i aż dziw bierze, że każdemu - mimo śliskiej kory - udało się bez problemu przejść. Ryzykowne zagranie...
Na polu warunki pogodowe były już fatalne. Rozpadało się na dobre, a do tego w oczy wiał przenikliwy wiatr. Nie przeszkodziło nam to jednak w wykopkach, wszak przecież na spacer rekreacyjny nie wyszliśmy, a bez fanta nikt nie chce wracać. I się udało. Oto naszym oczom z ziemi wyłoniła się monetka niemiecka - 1 Pfennig z 1886 roku. Kiedy wraz z koleżanką czmychnęłyśmy już do auta, okazało się, że reszta ekipy jeszcze buszująca po polu znalazła jeszcze coś: jakby element ozdobny na drzwi, znajdujący się przy klamce, gdyż widać ewidentnie miejsce na klucz.
Mało, bo mało, ale zawsze coś. Pole fajowe i pewnie jeszcze tam zawitamy.
Mokrzy, przemarźnięci i głodni wskoczyliśmy wszyscy do auta i popędziliśmy każdy do domu.
Oby do wiosny...